Tak się to kończy, gdy ktoś nie doczyta drobnego druczku na cyrografie.
Jeśli Twoja rodzina staje się znana i bogata, ale po kilku pokoleniach Twojego nazwiska już nikt nie nosi, a wszystko co po Tobie pozostało trafia w ręce innych rodów albo pod opiekę diabłów to wiedz, że coś się dzieje. Czytajcie dalej!
Był sobie zamek. Malutki myśliwski zameczek. Należał do pewnej znanej swego czasu w Wielkopolsce rodziny – Górków.
Na wstępie zaznaczę, że historycy z nas żadni, ale z rodem Górków to jakaś grubsza sprawa była na rzeczy.
Po pierwsze – bardzo szybko zdobyli bardzo wysoką pozycję nie tylko w swojej okolicy, ale i na dworze królów polskich. Opływając w blasku i chwale zgromadzili niemały majątek często inwestując w nieruchomości – wybudowali i/lub odbudowali szereg zamków i pałacyków.
Po drugie – mimo świetnych referencji i szerokiego drzewa genealogicznego „nagle” z racji niedoboru męskich potomków po kilku pokoleniach jako ród wymarli…
I po trzecie – znaczna część ich dorobku skończyła ukryta w ich myśliwskim zameczku, gdzie na poszukiwaczy łupu czekały zastępy diabłów gotowe porwać duszę i ciało każdego, kto choć spojrzy w stronę skarbu.
Pod koniec 1592 ostatni z przedstawicieli rodu Górków zmarł bez męskiego potomka. Jeden z zamków, wtedy jeszcze „zamkowy” Zamek w Kórniku po serii przygód ostatecznie trafił po prawie 100 latach w ręce rodu Działyńskich. Kilkadziesiąt lat później obiektem zajęła się Teofila – pierwsza wybitna przedstawicielka swojej rodziny, amatorka architektury, sztuki i botaniki, jednocześnie z ręką do pieniędzy – w skrócie kobieta renesansu (chociaż chronologicznie to bardziej baroku). Głowa do zarządzania połączona ze zmysłem przedsiębiorcy i miłością do małej ojczyzny to prosty przepis na popularność, szacunek i miejsce na kartach historii 🙂
Nasza Tośka nie tylko przebudowała cały przybytek czyniąc go „pałacowym” zamkiem, ale postawiła również zwierzyniec z egzotycznymi zwierzątkami oraz przepiękny ogród tuż obok, w którym do dziś rosną posadzone przez nią rośliny (wliczając w to ponad 300-letnie okazy). Dbała o „prosperity” całego miasta sprowadzając rzemieślników i innych fachowców nie tylko z kraju, ale i zza granicy.
Żyjemy w dobrych czasach, gdzie na niewiele tak na prawdę można narzekać. Więc teraz wyobraźcie sobie jak wspaniale musiało być kiedyś, gdy było tak dobrze, że Niemiec szukał pracy w Polsce! Portret Filci postanowił nawet namalować nadworny pruski malarz, monsieur Pesne. Przepiękny obraz wisi obecnie w zamkowej jadalni.
Pewnego późnego lata w Kurniku wybuchł pożar. Miasto nie spłonęło, ale wiele budynków i zabudowań zostało bezpowrotnie zniszczonych. Szła zima, a z nią prawdziwe mrozy (nie to, co mamy teraz). Ponieważ wspomniany na początku historii zameczek myśliwski popadał powoli w ruinę Teofila podjęła decyzję o jego rozebraniu i przekazaniu materiałów mieszkańcom. Z kamieni i cegieł z zamku budowane były przede wszystkim kominki, by móc dociągnąć do wiosny.
Z tego co udało nam się ustalić skarbu nie znaleziono, jednak diabłom go pilnującym fakt rozbiórki ich miejsca pracy nie przypadł do gustu. Diabłów też nikt nie widział – te najwidoczniej pochowały się w kamieniach i cegłach, które teraz stanowiły elementy piecyków i kominków całej okolicznej ludności. Małe łajzy nawet nie musiały oddalać się za bardzo, by mącić ludziom w głowach i wlewać żółć w ich uszy mszcząc się za to jak zostały potraktowane. Nasza bohaterka, mimo całego serca i dobrej woli jaką obdarzyła okolicę, zaczęła popadać w niełaskę miejscowych. Światło dzienne ujrzały wstrętne i straszne plotki na jej temat opisujące jej łóżkowe wyczyny z mężczyznami, czy podboje miłosne wśród księży i pastorów.
Łatwo podpaść siłom nieczystym i ciężko od nich uciec. Gdy późną jesienią 1790 roku wydawała swe ostatnie tchnienie diabły porwały jej duszę. Duszyczka była widać zbyt czysta lub zbyt lekka od dobrych uczynków i za bardzo ciągnęło ją „do góry”, bo diabły nie dały rady jej wciągnąć do siebie. Nie chcąc jej jednak odpuścić musiały zostawić ją gdzieś na ziemi, więc uwięziły ją w jej portrecie! Sobie tylko znanym sposobem Tośka nauczyła się opuszczać obraz pod osłoną nocy, więc po dziś dzień (po dziś noc?) można zobaczyć ją po zmroku błąkającą się po zamku i ogrodzie. Podobno diabły widząc czego się nauczyła każdej nocy wysyłają do niej czarnego rycerza na czarnym koniu, by ta nie oddalała się zbytnio od swego więzienia.
Tak w skrócie wygląda historia najsławniejszej naszym zdaniem „Białej Damy” w Polsce. A jeśli myślicie, że w Zamku w Kórniku oprócz tej historii, samego zamku i ogrodu nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia, to jesteście w błędzie! Koniecznie odwiedzając Poznać zajrzyjcie do Kórnika – zgłębiając się w historię Zamku dowiecie się m.in. jak wyglądał „realpolitik” w barokowym wydaniu, co możemy zrobić, by uwolnić Tośkę ze swojego więzienia oraz jak silną i niezależną kobietą była Teo, nawet jak na dzisiejsze standardy.